Read in: English (Angielski)
Jezus umarł w Polsce
Mikołaj Grynberg
Agora, 2023
Zauważam Amira*, gdy idzie wzdłuż leśnej drogi. Jest duszny sierpniowy poranek, a on ma na sobie kalosze, dżinsy i bluzkę z długim rękawem. Niesie tylko dużą butelkę coca-coli wypełnioną wodą. Wraz z moim towarzyszem wracamy właśnie do samochodu po tym, jak zanieśliśmy wodę i jedzenie dziewięciu mężczyznom z Afganistanu i Iraku, którzy ukrywali się w Puszczy Białowieskiej. Idziemy za Amirem, więc nie widzimy jego twarzy, a on nie wie, że za nim jesteśmy. Idzie trochę śmiesznie, buja się w obie strony, a ja myślę, że przecież nie mogę brać każdego w tej okolicy za migranta. Może jest pijany? To nie byłoby aż tak dziwne na podlaskiej wsi o 10. rano.
Moje wątpliwości znikają, gdy Amir wbiega do lasu na widok zbliżającego się samochodu. Równe rządki sztucznie posadzonych sosen sprawiają, że jest boleśnie widoczny z drogi. Biegniemy za nim. Pada na ziemię, trzęsąc się i płacząc. « Zabijcie mnie, proszę », to pierwsze, co do nas mówi. « No police, please. Zabijcie mnie, ale nie wzywajcie policji. » Zapewniamy, że nie zadzwonimy po policję i próbujemy go uspokoić. Ma 23 lata, jest z Iraku. Wygląda na nastolatka i jest okropnie chudy. Nie jadł od czterech dni i cały czas płacze, leżąc na ziemi z głową schowaną w zgięciu łokcia. Wszystko co ma, to ubrania i trochę wody. Żadnego telefonu albo towarzyszy podróży.
Szukam lepszego miejsca, by go ukryć. Widoczność w lesie jest irytująco dobra, na paręset metrów. Kolejny powód, żeby nie znosić monokultur. Mówimy Amirowi, żeby leżał płasko na ziemi i na nas czekał. Nie mamy już zapasów, ale wrócimy. Czuję się okropnie, zostawiając go samego w tym stanie, ale im dłużej z nim siedzimy, tym większa szansa, że ktoś nas zauważy i zadzwoni po straż graniczną.
Want to keep reading this article? Sign up for our newsletter…
…and get full digital access for one day. Or subscribe to the European Review of Books, from as low as €4,16 per month.
Already a subscriber? Sign in